Serial ma taki klimat jakiego się spodziewałam: jest kolorowo, główna bohaterka jest pełną życia wojowniczką o lepszy świat, mamy też humorzastego i cwanego acz zabawnego najlepszego przyjaciela geja, a akcja dzieje się w Nowym Jorku, gdzie nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko jest też na razie dosyć przewidywalne: nasza bohaterka jest niepoprawną optymistką - postawa przez wszystkich widziana jako absurdalna, ale na koniec zawsze dopina swego i ulepsza wszystkich dookoła. Według mnie zużyty schemat i trochę papierowi bohaterowie, ale słyszałam, że kolejne odcinki wypadają trochę lepiej. Zobaczymy.
ja jestem po szóstym odcinku- wciąż to samo :p Serial typowo amerykański, cala ich ta ideologia self-made man i że możesz wszystko etc. Bohaterka jest trochę irytująca (mimika). Ale serial ogląda się przyjemnie, mimo że nie trzymam się caly czas za brzuch ze śmiechu.
A tak w ogóle zaczęlam oglądać ten serial, bo pomyslodawczynią jest Tina Fey, która odwalila wspanialą robotę przy "Rockefeler Plaza 30"
Po 4 odcinkach stwierdzam że to serial na którym nie trzeba sie skupiać, jest kolorowo, czasami zabawnie ogląda się lekko ale niestety nie zachwyca ;) Jak dla mnie niekoniecznie do polecenia :P
Minusem serialu jest zbyt mało zróżnicowanych bohaterów, fabuła niektórych odcinków "nie powala", ten czarny gej to strzał w kolano (osobiście dla mnie jego postać jest beznadziejna i mało śmieszna). Muzyka serialu jest dodatkowym atutem. Postać Kimmy bardzo kojarzy mi się z Jess Day z serialu "Jess i chłopaki". Specyficzne poczucie humoru (trochę jak z Family Guy) sprawia, że serial da się polubić.