PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=289429}

Tristia: Błękitna wyspa

Aoi umi no Tristia
5,5 80
ocen
5,5 10 1 80
Tristia: Błękitna wyspa
powrót do forum serialu Tristia: Błękitna wyspa

Anime Gate już nie jeden raz wpuszczało ochłapy, ale tutaj osiągnięto największy stopień desperacji. Były co prawda gorsze anime na polskim rynku jak Armageddon, albo Kai Doh Maru - rozumiem, że każdy ma swój gust i uznano że znajdzie się jakaś nisza i na te produkcje. Z Tristią: Błękitną wyspą sprawa wygląda jeszcze inaczej, ponieważ mamy do czynienia z ovą będącą kontynuacją gry na Playstation 2... która nigdy nie opuściła granicy Japonii.

Ja oczywiście nie miałem okazji zagrać w Tristię (jak każdy poza Japonią) i za cholerę nie potrafiłem się połapać w tym filmie, dwuodcinkowym serialu, czy jak to nazwać w naszym języku. Jest sobie JAKAŚ wyspa do której przychodzi JAKAŚ dziewczyna będącą wnuczką JAKIEGOŚ gościa, która kontroluje JAKIEGOŚ golema za pomocą którego próbuje JAKOŚ uratować wyspę, a towarzyszy jej JAKIŚ dziwny, gadający wilk i JAKIEŚ dziewczyny z czego jedna z nich jest CHYBA robotem. Oglądałem wiele wymagających, skomplikowanych filmów Davida Lyncha i Ingmara Bergmana, ale żaden z nich nie był tak trudny do zrozumienia jak Tristia. Bo twórcy ovy uznali, że anime jest skierowane tylko dla fanów gier, którym nie trzeba w żadnym stopniu przedstawiać świata, bohaterów i konfliktu. Niestety nie przewidzieli, że na jakimś zadupiu na środku Europy znanej jako Polska znajdą się idioci, którzy wydadzą ich tytuł na nośniki DVD - w kraju, w kontynencie w którym nikt nie słyszał o growym pierwowzorze.

W rezultacie powstał jeden wielki bajzel którego bez znajomość gry nie da się oglądać. Nie wiemy o co rozchodzi się akcja, co to za świat, czym się rządzi, kim są bohaterowie, jakie są ich relacje - absolutnie nic. To dosłownie tak, jakby wziąć kompletnie dwa przypadkowe odcinki tasiemcowego serialu. Nie ma szans na zaangażowanie się, utożsamienie się z kimkolwiek, absolutnie nic. Nie ma tu żadnej filmowej struktury, żadnego wprowadzenia, ekspozycji bohaterów, kreacji świata i budowania konfliktu. Po prostu oglądamy bandę lolitek z robotami, które walczą ze sobą - proszę drogi widzu, baw się dobrze.

Co otrzymujemy... poza scenariuszem? Stereotypowe anime, wręcz obraźliwie stereotypowe. Są lolitki, zdecydowanie poniżej 18 lat które anime seksualizuje w najbardziej bezwstydny sposób. Poza kusymi spódniczkami, skaczącymi biustami, mamy też długą scenę w basenie gdzie wszystkie dziewczyny są absolutnie nagie, albo scenę w której (kompletnie bez dobrego powodu) jedna z nich (ta najbardziej biuściasta) zostaje wciśnięta w skromne bikini aby pilotować golema (bo niby bez ciuchów ma lepszy zasięg ruchu - ehh...).

Nie wiem w końcu dla kogo jest skierowane to anime. Wszystko jest słodkie, wesołe i kolorowe, niczym w typowym magical girl, czyli niby dla młodych dziewcząt, ale też mamy masę epatowania seksapilem (małych dziewczynek). Poza nimi mamy jakieś roboty zwane golemami, które bijo się... naprawdę słabo bijo się.

Mamy ze 3 walki robotów, przy których animatorzy zadbali, abyśmy ani przez moment nie czuli ekscytacji. Większość czasu patrzymy tylko na reakcję bohaterów, ich komentarze, a przebitki na mechy polegają na dwóch robotach stojących na przeciwko siebie i lekko szarpiące się nawzajem. Jak tylko przypomnę sobie walki robotów w takim Neon Genesis Evangelion, albo Tengen Toppa Gurren Lagan...

Jedyne co trzyma poziom, dzięki czemu stawiam Tristię ponad Armageddonem i Kai Doh Maru jest kreska. Design postaci jest bogaty, kolorowy. Bohaterki wyglądają słodko i sympatycznie. Nie ma żadnego taniego CGI, wszystko w starej, dobrej, ręcznie rysowanej kresce.

Z ciekawości po seansie przejrzałem dodatki. Poza masą reklam, znalazł się też opis anime. Dystrybutorzy wyjaśniają kontekst Tristii, o popularności gry w Japonii ORAZ, na końcu dodając coś po przeczytaniu omal nie spadłem z krzesła. Uwaga, przed wami najbardziej kuriozalny komentarz polskich wydawców w historii polskiego rynku. Otwarcie piszą, że "pewne wątki i postacie mogą wydawać się niezrozumiałe, ale jak się przymknie na to oko"... Tak, sami polscy wydawcy wiedzą jakie gówno wydali, ale proszą abyśmy się tym nie przejmowali. Wyobrażacie sobie, aby z tyłu okładki Batman i Robin dystrybutor napisał by coś w stylu "to gówniany film, ale przejmujcie się, wystarczy tylko przymknąć na to oko".

Jeżeli nawet samo Anime Gate wie, jak bardzo nieoglądalna jest Tristia: Błękitna Wyspa bez znajomości gry to... po cholerę to w ogóle wydali? Mieli jakiś kontrakt w którym pod groźbą śmierci musieli koniecznie wydać cokolwiek, nawet jeżeli jedynym anime do wyboru była OVA do gry na PS2? Czy naprawdę polscy otaku byli tak zdesperowani, że wystarczyło im absolutnie cokolwiek co jest japońską animacją, nawet jeżeli nie mieliby zielonego pojęcia co oglądają?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones